Najwyższa pora, by naukowcy zbadali, czy LSD, marihuana i ecstasy mogą łagodzić choroby psychiczne.

Poszukiwania nowoczesnych leków psychiatrycznych, które mogłyby leczyć depresję, autyzm czy schizofrenię, dawno utknęły w martwym punkcie. Na przykład, leki antydepresyjne obecnie oferowane do sprzedaży nie są skuteczniejsze od tych, które były dostępne już w latach 50. Musimy zmienić podejście do substancji psychotropowych, by pomóc 14 mln Amerykanów cierpiącym na ciężkie choroby psychiczne. Postęp w tej dziedzinie byłby możliwy, gdyby farmakolodzy nie musieli się borykać z przestarzałymi rozwiązaniami prawnymi skutecznie wyłączającymi z badań całą serię znanych związków; które potencjalnie mogłyby stanowić chemiczną podstawę leków nowej generacji.

LSD, ecstasy (MDMA), psylocybina i marihuana od dziesięcioleci klasyfikowane są jako używki, choć niegdyś figurowały w szacownych farmakopeach. W połowie lat 60. ukazało się ponad tysiąc artykułów naukowych opisujących sposoby zastosowania LSD, by uczynić psychoterapię bardziej skuteczną. MDMA miała na początku wspomagać terapię rozmową. Marihuana od tysięcy lat WYIDieniana jest w lekospisach jako lekarstwo stosowane w leczeniu różnego rodzaju chorób i zaburzeń, począwszy od malarii, a skończywszy na reumatycznym zapaleniu stawów. Wszystkiemu temu ostatecznie położyło kres prawo amerykańskie oraz konwencje międzynarodowe. Amerykańska ustawa o substancjach kontrolowanych z roku 1970 stwierdza, że substancje te „obecnie nie mają. zastosowania w powszechnie akceptowanej medycynie” i zalicza je do kategorii środków najściślej kontrolowanych, umieszczając na liście nr 1. Powstałe w ten sposób ograniczenia prawne stworzyły de facto zakaz stosowania tych substancji zarówno w badaniach laboratoryjnych, jak i w testach klinicznych. Obecna sytuacja jest klasycznym przykładem paragrafu 22 z powieści Josepha Hellera: leki te są. zakazane, ponieważ nie mają. zastosowania w powszechnie akceptowanej medycynie, lecz naukowcy nie mogą badać potencjału terapeutycznego tych substancji, ponieważ jest to zabronione.

Trzy traktaty Organizacji Narodów Zjednoczonych nakładają te ograniczenia na wszystkie kraje rozwinięte. Płacimy cenę za 40-letnią przerwę w badaniach nad tymi związkami. Psychologowie nie wiedzą, czy MDMA może pomóc w trudnych do wyleczenia przypadkach zespołu stresu pourazowego (PTSD), czy LSD lub psylocybina mogłyby przynieść ulgę osobom cierpiącym na klasterowy ból głowy lub zaburzenia obsesyjno-kompulsywne oraz czy receptory komórek mózgowych,w których te substancje się dokują, są rzeczywiście miejscami o kluczowym znaczeniu w regulacji świadomości, która jest zaburzona w przypadkach schizofrenii i depresji. W wielu amerykańskich stanach lekarze mogą dziś przepisać dla celów leczniczych marihuanę, ale naukowcy nie mogą badać skutków. Z powodu tej niejasnej sytuacji nie znamy odpowiedzi na pytanie, czy może ona pomóc w leczeniu ADHD, mdłości, zespołu bezdechu we śnie, stwardnienia rozsianego i wielu innych zaburzeń. Wyniki kilku projektów finansowanych ze środków prywatnych pozwalają sądzić, że wiele z tych zagadnień jest wartych zbadania. Jednak obecnie przeprowadzanie tego typu testów przy wykorzystaniu istniejących ścieżek dozwolonych prawem, jak to przedstawili farmakolog David J. Nutt z Imperial College London i jego współautorzy w artykule opublikowanym na łamach Nature Reviews Neuroscience, wym.aga przedarcia się przez gigantyczny labirynt biurokracji, który może zniechęcić nawet najbardziej zaangażowanego badacza.

Mogą minąć lata, nim się uzyska zgodę na tego rodzaju testy kliniczne zarówno instytucji strzegących prawa, jak i szpitalnych komisji etycznych, a w międzyczasie trzeba zebrać tysiące dolarów na opłaty licencyjne i dziesiątki tysięcy na zakup substancji chemicznych, które nie są. oferowane w zwykłym katalogu. Trudności prawne spowodowały niemalże całkowite zamrożenie badań nad substancjami wymienionymi na liście nr 1 ustawy z roku 1970. W ielka szkoda. Rząd amerykański powinien przesunąć te związki na listę nr 2, gdzie ograniczenia są mniejsze. Nie spowodowałoby to dekryminalizacji tych potencjalnie niebezpiecznych substancji – nr 2 zawiera przecież również kokainę, opium i metamfetaminę – a bardzo pomogłoby badaczom klinicznym w poszukiwaniach skutecznych leków. Jeżeli udałoby się usunąć niektóre z tych barier, może okazałoby się, że da się wyzwolić badania nad substancjami psychoaktywnymi od przesadnej retoryki, która jest dziedzictwem amerykańskiej wojny z narkotykami. Tylko wówczas będziemy mogli ocenić, czy LSD, ecstasy, marihuana i inne związki podlegające dziś ścisłym regulacjom mogą być podstawą nowych leków na niezwykle wyniszczające choroby psychiczne.